NOWE OPOWIADANIE



JEŚLI JESTEŚCIE ZAINTERESOWANIE, TO POWIEM WAM, ŻE WRÓCIŁAM Z NOWYM OPOWIADANIEM WSZYSTKO MOŻECIE ZNALEŹĆ
TUTAJ.

7 lipca 2013

04. Iskra nadziei


Po wczorajszej imprezie Cassandra miała lekkiego kaca, ale nie mogła sobie pozwolić na leniuchowanie i leżenie do góry brzuchem. Czekała na nią codzienna praca, dlatego pośpiesznie wstała z łóżka, wzięła prysznic i pobiegła do stajni, aby osiodłać konia i pojechać na plantację kawy oraz pastwisko dla owiec. Każdy jej dzień zaczynał się od obchodu zwierząt, gdyż po nocy mogło ją spotkać wiele niespodzianek.
Wróciwszy od razu poszła do jadalni, aby zjeść pożywne śniadanie.
- O, dzień dobry, mamo – powiedziała na widok siedzącej przy stole rodzicielki. – Myślałam, że jedziesz dzisiaj na rozmowę z kontrahentem.
- Dopiero za godzinę. Jak zwierzęta?
- Wszystko w porządku.
- Dopilnuj, aby chłopcy ostrzygli dzisiaj owce. Jutro przyjeżdża pan Costa z Bogoty zabrać runo.
- Mówiłam im już dzisiaj rano. Zajmą się tym po śniadaniu.
- Proszę, panienko Cassando. – Nad głową blondynki pojawiła się młoda, sympatyczna pokojówka z tacą pełną pieczywa, sera, kawy i soku pomarańczowego.
- Dziękuję.
- Juan ma dzisiaj zająć się sprzedażą kukurydzy i pszenicy. Popołudniu ma przyjechać transport.
- A co z końmi?
- Transakcja na razie stoi w miejscu. Juan nad tym pracuje.
- To dobrze. Potrzebujesz jakieś pomocy, mamo?
- Nie, radzę sobie.
- A co z Teresą? Chyba powinna niebawem wrócić.
- Tak, myślę, że jutro przyjedzie.
- O ile nie zabalowała po drodze.
- Odnośnie balowania. – Pani Gabriela wzięła łyk czarnej kawy. – Byłaś wczoraj z tym chłopakiem w barze.
- Tak, zabrałam go, bo nie chciałam, aby siedział sam. Pojechaliśmy wczoraj do Ibague, ale nie udało nam się skontaktować z jego agentem. Policja także go jeszcze nie poszukuje. Wiedzą, że tutaj jest, więc niebawem pewnie ktoś po niego przyjedzie.
- Nie mam nic przeciwko, aby został tutaj jeszcze kilka dni. Jednak nie podoba mi się jedna rzecz i zaczynam się martwić… Wiesz, że Juanowi nie spodobało się to, że wyszłaś z tym chłopakiem.
- To nie mój problem.
- Cassandro, nie możesz wychodzić z obcymi mężczyznami. Tym bardziej takimi jak on.
- Mamo… Fernando to nasz gość. Chciałam mu tylko pokazać okolicę i naszą kulturę.
- Oby, kochanie. Nie życzę sobie żadnych skandali matrymonialnych.
- Oczywiście – odparła ze spuszczoną głową.
- Powinnaś w końcu pozwolić Juanowi się do siebie zbliżyć. Weźcie konie i jeźdźcie gdzieś wieczorem, porozmawiajcie.
- Mamo, ale on mnie nie interesuje. Nie jest w moim typie, a poza tym jest chamski i nieznośny.
- Ale on jako jedyny wyraża tobą zainteresowanie.
- Nie zależy mi. Dobrze mi samej.
- Cassandro…
- Tak, wiem, wiem… Mam 25 lat i nie wypada mi być panną, bo ludzie zaczną gadać. Ale kiedy mi się nie śpieszy do małżeństwa?
- To nie jest czas ani miejsce na takie rozmowy – powiedziała dyskretnie pani Gabriela, zauważając zbliżającego się Fernando. – Cassandro, nie masz żadnej pracy do wykonania?
- Mam – burknęła. Nie dokończyła nawet śniadania, ale matka najwyraźniej nie chciała, aby ona i Fernando przebyli razem w jednym pomieszczeniu. Minęli się w drzwiach, Nando posłał jej miły uśmiech, a Cassy bąknęła tylko szybkie „cześć” i wyszła na dziedziniec rancza.
Denerwowała się, kiedy matka prawiła jej uwagi odnośnie Juana. Dlaczego nikt nie mógł zrozumieć, że ona nie chce za niego wychodzić?
Aby nie myśleć zabrała się do pracy. Postanowiła naprawić Ferrari Fernando, aby szybko mógł wrócić do domu.
Była tak bardzo pochłonięta naprawą, że nie zauważyła jak Hiszpan przysiadł nieopodal na wielkim głazie. Przyglądał się jej badawczo, bo było na co popatrzeć. Cassy była bardzo zgrabna i seksowna, zwłaszcza wtedy kiedy miała na sobie dopasowane dżinsy podkreślające jej pośladki oraz koszulę w kratę związaną pod biustem i odkrywającą umięśniony brzuch. W dodatku pochylała się nad maską sportowego auta z kombinerkami w ręku. Mało kobiet zna się na motoryzacji, a już kobiet tak pięknych naprawdę było niewiele.
- Na co się gapisz? – powiedziała, kiedy wreszcie zauważyła Fernando. Miał głupkowatą minę i śmiał się jak głupi do serca, więc łatwo było odgadnąć jego myśli.
- Na ciebie.
- Więc przestań.
- Czemu? – zapytał, powoli zmierzając w jej stronę.
- Bo tak.
- To nie jest odpowiedź – rzekł. Stanął obok Cassy i przyglądał się jej poczynaniom z autem. – Co robisz?
- Nie widzisz? Naprawiam twój samochód.
- Po co?
- Abyś mógł wrócić do domu.
- Weź to zostaw – powiedział, odbierając jej narzędzie i odrzucając je nieopodal.
- Co ty robisz?
- Zróbmy coś.
- Czy tobie się coś nie pomyliło, Fernando? Może i czujesz się jak na wakacjach, ale to jest moje normalne życie i ja tutaj pracuję. Od rana do wieczora tylko pracuję, pracuję i pracuję.
- No właśnie! Ciągle pracujesz. Czas na odpoczynek.
- Dopiero zaczęłam.
- Czyżby? Jest po dziewiątej, a ty zdążyłaś objechać całe to gospodarstwo, zjeść śniadanie i wziąć się za naprawdę tego złomu. Działasz na jakiś turbo obrotach?
- To u mnie normalne.
- Weźmy konie i jeźdźmy gdzieś. Pokaż mi to swoje królestwo.
- Ty się boisz koni.
- Teoretycznie tak, ale… Przy tobie będę udawać macho.
- Nie musisz przy mnie niczego udawać – powiedziała, patrząc mu w oczy.
Nagle atmosfera między nimi zgęstniała. Zupełnie jakby byli sami, gdzieś z dala od wszystkiego, a ludzie krzątający się wokoło nie istnieli.
- Teodor – rzekła wreszcie, odrywając wzrok od brązowych oczu Nando. – Osiodłaj, proszę, dwa konie.
Wyruszyli na przejażdżkę po gospodarstwie. Cassandra chciała pokazać chłopakowi wszystko to, co jest dla niej ważne. A prawda była taka, że nie miała nic ważniejszego niż praca. Od wielu lat całe jej życie związane było z uprawami i hodowlą, z wczesnym wstawaniem i późnym kładzeniem się spać. Zero przyjaciół, zero życia towarzyskiego, zero rozrywek. Nigdy nie była w kinie, nigdy nie wyjechała poza granice Kolumbii, nigdy nie robiła nic szalonego. Czuła się odpowiedzialna za matkę, siostrę i to ranczo, bo po śmierci ojca zostały we trzy zdane tylko na siebie.
- Trudo mi to sobie wyobrazić – powiedział Fernando. Po godzinie wędrówki dojechali na wzgórza owiec, skąd rozciągał się przepiękny widok na góry i doliny. Każdemu ten krajobraz zapierał dech w piersiach, dlatego właśnie to miejsce Cassy wybrała jako cel podróży. Usiedli w cieniu pod drzewem i rozkoszowali się herbatą mate, którą dziewczyna zabrała z domu. – Musiałaś tak szybko wydorośleć i zająć się całą rodziną. To bardzo wiele jak na tak młodą dziewczynę. Jak sobie z tym poradziłaś?
- Nie było mi łatwo. Wiele razy miałam chwile zwątpienia. Wtedy zawsze przyjeżdżałam tutaj i myślałam, często płakałam, modliłam się. Prosiłam o siłę, bo zaczynało mi jej brakować.
- Podziwiam cię. Jesteś bardzo silna. Ja zaczynałem świrować, kiedy samochód mi się zrąbał na środku tego pustkowia. Myślałem, że tam umrę. Nie potrafię sobie wyobrazić siebie w twojej sytuacji. W dodatku całe to miejsce nie pomaga, prawda?
- Oj, tak. Tamesis to nie jest łatwe miejsce do mieszkania. Wszędzie jest daleko, ludzie się nie znają, nie ma przyjaciół ani rówieśników. Ktoś taki jak ty mógłby to nazwać piekłem.
- Myślisz, że odnalazłabyś się np. w Anglii?
- Nie wiem. Nie wydaje mi się. Od zawsze tu mieszkam, dziki las praktycznie mam za płotem, a paradoksalnie to w tętniącym życiem Londynie czułabym się jak w dżungli.
- Nie jest tam tak źle jak ci się wydaje.
- Na pewno. Ale wszyscy boją się tego, co nieznane.
- Ja bym się chyba mógł przyzwyczaić do takiego wiejskiego życia – powiedział, rozkładając się na trawie i spoglądając w niebieskie niebo.
- Czyżby? – zaśmiała się, przyłączając się do Nando.
- Yhym. Chociaż nie! Lekarza musiałbym tu sobie sprowadzić.
- Jejku, jak ty żeś się uparł tego lekarza – zaśmiała się.
- Cassy, to nie jest normalne, że leczy cię weterynarz.
- Tylko w skrajnych przypadkach.
- Przepraszam cię bardzo, ale rana, która wymaga zszycia to nie jest zadanie dla weterynarza.
- Normalny lekarz zrobiłby mi to samo. Wyjąłby igłę, nić i zszyłby mi ją.
- Ale anatomia zwierząt i ludzi się różni.
- Nie na tyle, aby nasz doktor sobie z tym nie poradził. A poza tym spójrz! Mieszkam tu dwadzieścia pięć lat, większość ran opatrywał mi weterynarz i jakoś żyję.
- Boże, to takie nienaturalne.
- Nienaturalne to są twoje włosy. Coś ty z nimi zrobił? – zapytała, dotykając pasemko zwisające mu z czoła.
- Proszę cię, nawet tak nie żartuj. Czesze mnie najlepszy angielski fryzjer.
- I płacisz mu za to?
- Krocie!
- Moim skromnym zdaniem ja zrobiłabym to lepiej.
- Jesteś fryzjerką?
- Nie, ale niejednokrotnie strzygłam owce czy konie. Nawet plotłam im warkocze na grzywie i ogonie do pokazów i zawodów.
- Ja pierdziele! Co za miejsce! Co za ludzie! Wracajmy do domu! – Fernando poderwał się miejsca i zaczął wdrapywać się na grzbiet swojego wierzchowca.
- No co?! – zaśmiała się i również dosiadła konia.
- Panienko Cassandro! – Nagle zauważyli zbliżającego się Teodora. – Proszę zaczekać! Panienko Cassandro, przysyła mnie pani matka. Kazała przekazać, że panienka Teresa wróciła do Tamesis.
- O, proszę! Nasza zguba się odnalazła. Dobrze, już wracamy.
Z jednej strony Cassy cieszyła się na powrót siostry, bo dzięki niej w domu zawsze było ciekawiej, więcej się działo. Teresa była bardzo żywiołowa i spontaniczna, dostarczała swoim zachowaniem wiele rozrywki. Z drugiej jednak strony stroniła od pracy, nie lubiła pomagać przy obowiązkach związanych z ranczem i było to głównym powodem wszystkich spięć i kłótni. Miała nadzieję, że Teresa wreszcie wydorośleje i zrozumie, że jest bardzo potrzebna na ranczu.
Już z daleka zauważyli krzątającą się po dziedzińcu drobną dziewczynę z ciemną, rozwianą grzywą. Fernando był bardzo ciekaw młodszej z sióstr. Cassy wiele mu opowiadała o Teresie i bardzo chciał ją poznać. Wydawała mu się roztrzepaną, ale dobrą dziewczyną. Miał nadzieję, że jego oczekiwania się sprawdzą.
- Cassy!
- Cześć, Tereso – powiedziała, przytulając siostrę. – Jak podróż?
- W porządku. Wszystko załatwiłam – rzekła z dumą.
- Naprawdę? To chyba twój pierwszy raz – zaśmiała się.
- Nie bądź uszczypliwa.
- Przyjadą naprawić nam sieć telefoniczną?
- Tak, ale dopiero w przyszłym tygodniu. – Na tą nowinę Cassandra posłała Fernando spojrzenie. Ciągle wszystko szło pod górkę. – Po nawałnicy mają dużo zleceń i wielu ludzi potrzebuje serwisu. Kierownik obiecał mi, że postara się załatwić to najszybciej jak się da.
- Chociaż tyle… Najważniejsze, że w ogóle przyjadą.
Teresa wertowała spojrzeniem swoją siostrę, a raz za razem spoglądała na Fernando. Mierzyła go wzrokiem od góry do dołu i widok, który widziała bardzo jej się podobał.
- Nie przedstawisz mnie? – rzekła słodkim głosikiem.
- To Fernando, nasz gość z Europy. A to moja siostra Teresa.
- Bardzo mi jest miło, Fernando. Mama mi przed chwilą o tobie opowiadała. Spotkało cię wielkie nieszczęście.
- Nie aż tak wielkie. Miło mi się poznać, Tereso – powiedział, ściskając jej rękę. – Cieszę się, że wreszcie możemy się poznać, bo ja także wiele o tobie słyszałem.
- Jak od Cassandy to pewnie nic dobrego.
- Wręcz przeciwnie – rzekł z uśmiechem.
- Chodźcie do domu. Poopowiadam wam o wszystkim. Kupiłam nawet prezenty, abyście nie myśleli sobie, że jestem wyrodną córką. – Teresa ruszyła w kierunku domu, zostawiając Cassy i Nando nieco z tyłu. Ciągle coś mówiła, ale do tej dwójki słowa brunetki już nie docierały.
- Witaj w moim świecie – powiedziała ironicznie blondynka. – Zamiast skupić się na pracy, to szlajała się po sklepach. Nie mam siły do tej dziewczyny.
- Jest śmieszna.
- Śmieszna to jest twoja mina, kiedy wsiadasz na konia. A ona jest nieodpowiedzialna.
- Przesadzasz.
- Lepiej się módl, abyś nie miał możliwości przekonać się o słuszności moich słów. A teraz uważaj, bo czeka nas długa opowieść Teresy. Chodźmy!