NOWE OPOWIADANIE



JEŚLI JESTEŚCIE ZAINTERESOWANIE, TO POWIEM WAM, ŻE WRÓCIŁAM Z NOWYM OPOWIADANIEM WSZYSTKO MOŻECIE ZNALEŹĆ
TUTAJ.

22 czerwca 2013

03. Uśmiech losu


Fernando i Cassandra dojechali do Ibague. Zdziwił ich panujący tam spokój. Obydwoje wyobrażali sobie, że miasto będzie postawione na nogi, bo zaginął sławny piłkarz z Europy, a to miejsce było ostatnim w jakim go widziano. Jednak nic specjalnego się nie działo. Nie zauważyli dodatkowych patroli policyjnych, psów tropiących ani plakatów obwieszczających zaginięcie Fernando Torresa.
- Powiem ci szczerze – rzekł Nando – że przeraża mnie ta Kolumbia. Najgorsze miejsce do jakiego mogłem trafić.
- Przesadzasz…
- Ci wszyscy ludzie zachowują się jakby byli w jakimś amoku. Wszyscy biegają, krzątają się i nie zwracają na nikogo uwagi. Pochłonięci są swoimi sprawami, torby trzymają tak kurczowo, jakby w obawie przed kradzieżą. W ogóle mi się to nie podoba.
- Byłeś kiedyś w Ameryce Południowej?
- Tak, ale nigdy nie doświadczyłem czegoś takiego.
- Bo szlajałeś się po pięciogwiazdkowych hotelach i piekielnie drogich kurortach. W takich zwykłych wioskach życie wygląda zupełnie inaczej. I głównie jest dalekie od ideału, dlatego nie dziw się tym ludziom. Zamiast tak stać i narzekać, lepiej poszedłbyś do informacji zapytać, czy ktoś cię szukał.
- Oh! Malutko, kochana, toż to pan Torres! – Nagle wyrósł przed nimi dawny znajomy Fernanda, Miguel. Ten sam, który przywitał go pierwszego dnia na tym lotnisku. – Jak dobrze pana widzieć! Oh, jak dobrze!
- Dzień dobry. Był tu mój agent, Hugo? Szukał mnie?
- Owszem! Był nie dalej jak wczoraj.
- A gdzie teraz jest?
- A kto to wie! Kto to wie! Szukał pana.
- Domyślam się. Nie zostawił żadnych wiadomości?
- Nie… Wiem, że próbował nawiązać współpracę z policją, ale nie minęły dwadzieścia cztery godziny.
- A gdzie teraz jest?
- Nie wiem. Przykro mi.
- Zadzwoń do niego – zaproponowała Cassy. – Macie tu zasięg?
- No jak nie, jak tak!
Fernando z uśmiechem sięgnął do kieszeni swoich spodni. Narastała w nim nerwowość, bowiem nie znalazł nic poza gumami do życia, papierkami i kluczami do samochodu. Jeszcze raz, tym razem dokładniej, sprawdził wszystkie otwory, ale kiedy zrozumiał, że na próżno mu szukać dalej, posłał głupkowaty uśmiech swojej blondwłosej towarzyszce.
- Nie wziąłeś telefonu? – zapytała z szeroko otwartymi oczyma. – Nie, nie wierzę! Chcesz mi powiedzieć, że mamy trzy godziny jazdy w plecy?!
- Zdarza się – powiedział z wyrzutem.
Cassandra wzięła głęboki wdech i ze spokojem rzekła.
- Chodźmy, tam jest budka telefoniczna. Zadzwonisz do tego swojego agenta. Niech cię zabiera.
- Eee… Cassy…
- Co?
- Ja nie bardzo znam numer.
- Słucham? W tej chwili przestań żartować, bo to wcale nie jest śmieszne!
- Wyglądam na rozbawionego?
- Fernando! Jesteś niepoważny! Jak można być tak nieodpowiedzialnym! I co ja mam teraz z tobą zrobić? Mam jeździć z tobą po całym kraju i szukać agenta? To się kupy nie trzyma! Mam cię tu zostawić na pastwę losu, zabrać do domu, czy co? Powiedz mi!
Torres spuścił głowę. Zrobiło mu się głupio, bo rzeczywiście mógł pomyśleć, czy wszystko zabrał. Ale tłumaczył się pracą w stajni, która całkowicie go pochłonęła. Tak miło spędzał czas w towarzystwie Cassy i jej sympatycznych współpracowników, że kompletnie zapomniał o całym świecie. Później Cassandra oznajmiła mu, że jadą, więc zabrał wszystkie swoje walizki, a telefon najprawdopodobniej został w roboczych spodniach, które dostał od Teodora.
- Głupio mi, ale czy mogę cię prosić o jeszcze kilka dni gościny? – zapytał nieśmiało.
- Przestań zadawać tak głupie pytania. Przecież cię tu nie zostawię.
- Dzięki. Panie Miguelu, jak zjawi się tutaj mój agent lub policja będzie pytać, to proszę im powiedzieć, że jestem…
- Ranczo Cassio – rzekła dziewczyna, kiedy zorientowała się, że Nando nie bardzo wie, gdzie spędził ostatnie kilkanaście godzin. – To w Tamesis.
- Wiem, wiem! Wszyscy w okolicy znają rodzinę Valencia i ich gospodarstwo. To najlepsze dobro jakie Bóg mógł zesłać temu regionowi. Proszę się nie martwić. Jeśli tylko ktoś się tutaj pojawi, to od razu wysyłam ich do Tamesis. Od razu.
- Dziękujemy bardzo.
- Do widzenia, panie Miguelu.
- Do widzenia, do widzenia!
W drodze powrotnej do Tamesis atmosfera w samochodzie była diametralnie inna, niż kiedy wyruszali do Ibague. Nie grało radio, podróżnicy nie rozmawiali i nie opowiadali sobie swoich życiorysów. Cassandra nie chciała nawet patrzeć na gościa z Europy. Była na niego zła i nie rozumiała jego roztrzepania. Była zapracowaną kobietą, praktycznie całe ranczo miała na głowie i nie uśmiechały jej się trzygodzinne wycieczki do Ibague.
- Przepraszam – powiedział po godzinie jazdy, dyskretnie spoglądając na swoją nową znajomą. – Po prostu zapomniałem telefonu. Sądziłem, że będzie panować tam chaos. Nie spodziewałem się, że nikt nie przejmuje się moim zniknięciem. To takie… nienaturalne.
- No tak, aż dziw bierze, że nikt nie szuka zagubionej gwiazdki z Europy – bąknęła i rzuciła zawiedzione spojrzenie piłkarzowi. Jego mina nie prezentowała się najlepiej. Znał Cassy zaledwie kilka godzin, ale nigdy nie widział jej tak rozzłoszczonej – nawet wówczas, kiedy buc Juan próbował ją klepnąć po pośladkach podczas pracy w stajni. – Przepraszam cię, Fernando. Poniosło mnie.
- Spoko, chyba mi się należało… Zrozum, że moje życie w Anglii wygląda zupełnie inaczej. Wszystko mam podstawiane pod nos. Nikt mi nie zawraca głowy takimi sprawami jak numery telefonu.
- Dobra, nie przejmuj się. Przesadziłam. Wymyślimy jakiś inny sposób, abyś mógł odnaleźć przyjaciół.
Przez resztę trasy dalej panowała napięta atmosfera, ale z biegiem minut stawała się coraz lżejsza i kiedy Cassandra oraz Fernando dojeżdżali do rancza Cassio byli już tymi samymi osobami, które popołudniu opuszczały Tamesis w doskonałych humorach.
- Jest siódma… – powiedziała od niechcenia dziewczyna. – Masz jakieś plany na wieczór, Nando?
- Hm… Zastanówmy się – rzekł z zafrasowaną miną. – Mogę posiedzieć przed telewizorem i obejrzeć mecz ligi kolumbijskiej. Mogę też poobserwować pracę weterynarza, który przy najbliżej okazji może uratować mi życie i stać się moim rodzinnym lekarzem. Jednak najbardziej interesująco zapowiada się naprawa mojego Ferrari, przy akompaniamencie głośnych śmiechów twoich pracowników.
Cassandra zaśmiała się cicho.
- Nie, zdecydowanie nie mam planów na ten wieczór.
- To dobrze się składa, bo mam ci coś do zaproponowania.
- Słucham uważnie.
- Z racji tego, że ostatnie dni były dla ciebie dość męczące i co tu ukrywać… żenujące…
- Tak, nabijaj się ze mnie. Śmiało – rzekł z uśmiechem.
- Chciałam zaprosić cię do pobliskiego pubu.
Nagle Fernando wybuchł niepohamowanym śmiechem.
- Pobliskiego?
- No dobra, jest trochę daleko, ale… Będzie fajnie. Zobaczysz.
- Okay – powiedział rozradowany. – I tak nie mam lepszych planów.
Podczas gdy Fernando pałaszował kolację w towarzystwie kucharki rodziny, Cassandra zamknęła się w swoim pokoju, aby w spokoju przygotować się do wyjścia. Była trochę zmęczona, ale za bardzo lubiła dobrą zabawę, aby jej sobie odmówić. Co prawda bar był otwarty codziennie, jednak tylko raz w tygodniu pojawiał się tam zespół muzyczny, który zabawiał tłum przez całą noc.
Zastanawiała się, czy wypada jej się pojawiać w miejscu publicznym z obcym mężczyzną. Fernando był bardzo miły i w ogóle bardzo go lubiła, ale wszyscy w okolicy wiedzieli, że Cassy przeznaczona jest Juanowi. Niestety życie w takich miejscach jak Tamesis toczyło się własnymi torami i diametralnie różniło się od europejskiego stylu. Tutaj dziewczyna miała mało do powiedzenia w kwestii zamążpójścia. Każda młoda dziewczyna polowała na dobrą partię, która zapewni dobre życie, pełne luksusu, rozmachu i blichtru. I Juan był właśnie taką partą, którą pani Gabriela Alvarez Valencia wybrała dla swojej starszej córki.
To zaskakujące – pomyślała, zakładając krótką spódniczkę z frędzlami, którą zawsze ubierała do baru. Juan był Kolumbijczykiem, wychowywał się na ranczo i zawsze mieszkał wśród koni, robotników i plantacji. Zupełnie tak samo jak Cassandra. A Fernando? Urodzony w pięknej i bogatej Hiszpanii, podbijający serca fanów piłki nożnej, bogaty i popularny, obracający się w wielkim świecie europejskiego sportu i showbiznesu. Jak to możliwe, że znalazła więcej tematów do rozmów i wspólny język z chłopakiem z innego świata, a nie potrafiła dogadać się ze swoim – prawdopodobnie – przyszłym mężem?
- Jesteś gotowy, Fernando? – zapytała Cassandra pojawiając się w kuchni.
Pełna jedzenia buzia Hiszpana nagle zastygła w miejscu na widok dziewczyny. Mało brakowało, a cała zawartość wylądowałaby z powrotem na talerzu.
- Opanuj się, chłopcze – rzekła kucharka, klepiąc go po ramieniu i zmuszając do zamknięcia ust. Cała ta zabawna sytuacja wywołała nieśmiały uśmiech na twarzy blondynki.
- Ja pier… Kurczę! Cassy ja wiedziałem, że jesteś piękna i cholernie seksowna, ale to… To przechodzi ludzkie pojęcie. Wyglądasz oszałamiająco.
- Dziękuję ci, Fernando.
Cassandra miała na sobie krótką, obcisłą sukienkę z frędzlami oraz białe body bez ramion pod spodem. W niczym nie przypominała zapracowanej dziewczyny, którą była za dnia. Jako dodatki ubrała kowbojski kapelusz, który w kolumbijskim klimacie przydawał się we dnie i w nocy oraz delikatne sandałki z żyłką, która okalała jej łydkę.
- Ty też nieźle wyglądasz. Idziemy?
Miejscowy bar łączył ze sobą wszystkich mieszkańców pobliskich wiosek. Był największą atrakcją tego rejonu, ponieważ większość Kolumbijczyków ciężko pracowało na swoich gospodarstwach i nie miało czemu na długie podróże do wielkich miast. Nie było to miejsce zbyt wyrafinowane. Przypominało raczej spelunę dla wszystkich pijaków, a mimo to pojawiały się tutaj również piękne kobiety oraz zamożni mężczyźni.
Każdy tutaj był równy. Wśród ludzi górował typowo kowbojski styl ubierania się, noszono kapelusze, skórzane spodnie, kurtki, kowbojki, a kobiety nosiły spódnice z frędzlami. Jedynym wyjątkiem tego wieczora był Fernando, który nie znając się na miejscowej modzie wybrał sportowe buty, obcisłe dżinsy oraz dopasowaną białą koszulkę. A w połączeniu z jego blond włosami prezentował się dziwacznie dla tubylców.
- Często tu przychodzisz? – Cassandra i Fernando usiedli przy stoliku i popijając piwo przyglądali się tańczącym na podestach roznegliżowanym tancerkom.
- Dosyć często.
- A ten twój pracownik… Teodor… Czy on nie ma nic przeciwko, że cię tu przywozi? Ty siedzisz i się bawisz, a on czeka na ciebie, aby cię odwieść do domu.
- Inaczej nie mogłabym się napić piwa. A poza tym nie bronię mu zabawy. Przecież może tu przyjść, zjeść coś i pogadać z ludźmi. Ale on woli w spokoju poczytać książkę w samochodzie albo się zdrzemnąć.
- A to ze mnie zrobiłaś rozkapryszoną gwiazdkę. Sama nie jesteś lepsza.
- Przypominam ci, że mieszkasz pod moim dachem, a obrażanie mnie nie przyniesie ci korzyści. Wręcz przeciwnie, napytasz sobie biedy – zaśmiała się, upijając piwa.
- Masz tutaj… - Fernando wskazał na usta. – Poczekaj…
Nim Cassandra zorientowała się, co się dzieje, poczuła na swoich wargach zwinne palca Hiszpana, który starannie pozbył się pianki piwa znad jej wargi. Poczuła się dość niezręcznie. Spuściła wzrok i przepraszając Nando, poszła do łazienki.
Przeglądając się w lustrze zauważyła, że ma różowe policzki. Zrobiło jej się gorąco i poczuła na ciele dziwnie przyjemne dreszcze. Nie chciała, aby działał na nią w ten sposób. Nie mogła pozwolić, aby z tej znajomości narodziło się coś więcej. On był tutaj tylko przejazdem, za kilka dni go odnajdą i wyjedzie do Europy, a o niej zapomni. Cassandra przypomniała sobie o Juanie. On nie przychodził do takich miejsc jak ten pub, nie robił niczego, aby sprawić jej przyjemność. Chciał tylko dobrać się do majątku jej matki. Mimo wszystko była mu pisana i nie mogła pozwolić sobie na żadne skoki w bok.
Wracając do stolika zauważyła, że tłoczy się przy nim wiele pięknych kobiet. Wywróciła oczyma i podeszła bliżej. Chciała odzyskać kufel swojego piwa i zostawić Fernando w spokoju. Nie chciała się wtrącać w jego życie. Musiała zachować stosowny dystans, bo nie kontrolowała samej siebie.
- Miło było, moje drogie panie, ale koniec zabawy – powiedział, zauważając Cassy. – Zatańczymy?
- Niekoniecznie – odparła niepewnie.
- No przestań. Jestem dobrym tancerzem.
- To że tańczysz z piłką, nie znaczy, że jesteś dobrym tancerzem.
- Nie zadzieraj ze mną – zaśmiał się i chwyciwszy ją za rękę, pociągnął na parkiet.
Muzyka była szybka, ale tańce w Kolumbii w niczym nie przypominały europejskich dyskotek. Wszystkie pary tańczyły bardzo blisko, niemalże przylegały do siebie. Kontakt fizyczny był ciągle zachowywany, co nagle zaczęło bardzo doskwierać Cassandrze. Czuła na swoich biodrach dłonie Fernando, na karku jego przyśpieszony oddech. Starała się zachowywać normalnie, ale mimo wszystko czuła się inaczej.
I musiała przyznać, że Fernando to naprawdę dobry tancerz.
Po jakimś czasie dała sobie spokój ze swoimi chorymi urojeniami i postanowiła cieszyć się nocą i muzyką. Piła i tańczyła na zmianę, rozmawiała z ludźmi i śmiała się z Fernando. Cały wieczór spędziła z hiszpańskim piłkarzem i rozumiała się z nim doskonale. Przestało jej przeszkadzać, że podczas niepohamowanego śmiechu zawiesił się na jej ramieniu, że jej dotykał podczas tańca. Dużo wypiła i wszystkie te rzeczy przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.
- Wracamy do domu? – zapytała, kiedy już wszystkie siły z niej upłynęły, a nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa.
Droga do domu była dość długa. Czterdzieści minut wystarczyło, aby zasnąć. Cassandra wtuliła się w ramię Fernando i odpłynęła, a kiedy dojechali na miejsce, piłkarz wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Zdjął jej buty oraz nakrył kołdrą. Gasząc światło i stojąc w drzwiach spojrzał na śpiącą dziewczynę i pomyślał o swoim szczęściu, które mimo wielkiej tragedii wciąż mu sprzyjało.
- Dobranoc, Cassy – wyszeptał i opuścił jej pokój. 

__________
Miałam zawiesić na dłużej, ale jakoś tak mnie tchnęło, że powstał z tego całkiem znośny rozdział. 
Nie wiem kiedy kolejny, nie narzucam na siebie żadnej presji. Będzie to będzie, nie to nie. 
Dzięki za ciągłe wsparcie i miłe słowa :) To buduje! <3

2 czerwca 2013

Zła wiadomość - zawieszenie

   Stało się to, czego się obawiałam. Dwa rozdziały zapasu nie wystarczyły i nie natchnęły mnie do dalszego pisania tego opowiadania. Ostatnio przechodzę przez poważny kryzys i nie jestem w stanie niczego napisać, dlatego też zdecydowałam się zawiesić to opowiadanie na czas nieokreślony.
   Postaram się kontynuować pisanie innej historii - Gry uczuć. Nie chcę całkiem znikać z blogowego świata, dlatego skupię się na jednym blogu i mam nadzieję, że jakoś mi to wyjdzie.
   Do tego opowiadania naturalnie wrócę (taką mam nadzieję). Jednak nie wiem kiedy. Jak zwykle znajdziecie mnie na GG (choć ostatnio rzadko tam zaglądałam, ale postaram się to zmienić) oraz na moim głównym blogu z twórczością - link znajdziecie w bocznym menu. Na blogu zawsze odpisuje, zaglądam tam bardzo często, więc w razie jakichkolwiek pytań zapraszam właśnie tam.
   No to tyle... Wiecie gdzie mnie znaleźć, choć pewnie i tak nikt nie będzie szukać.
   Do napisania, kochane! <3