Fernando i Cassandra dojechali do
Ibague. Zdziwił ich panujący tam spokój. Obydwoje wyobrażali sobie, że miasto
będzie postawione na nogi, bo zaginął sławny piłkarz z Europy, a to miejsce
było ostatnim w jakim go widziano. Jednak nic specjalnego się nie działo. Nie
zauważyli dodatkowych patroli policyjnych, psów tropiących ani plakatów
obwieszczających zaginięcie Fernando Torresa.
- Powiem ci szczerze – rzekł Nando
– że przeraża mnie ta Kolumbia. Najgorsze miejsce do jakiego mogłem trafić.
- Przesadzasz…
- Ci wszyscy ludzie zachowują się
jakby byli w jakimś amoku. Wszyscy biegają, krzątają się i nie zwracają na
nikogo uwagi. Pochłonięci są swoimi sprawami, torby trzymają tak kurczowo,
jakby w obawie przed kradzieżą. W ogóle mi się to nie podoba.
- Byłeś kiedyś w Ameryce
Południowej?
- Tak, ale nigdy nie doświadczyłem
czegoś takiego.
- Bo szlajałeś się po
pięciogwiazdkowych hotelach i piekielnie drogich kurortach. W takich zwykłych
wioskach życie wygląda zupełnie inaczej. I głównie jest dalekie od ideału,
dlatego nie dziw się tym ludziom. Zamiast tak stać i narzekać, lepiej
poszedłbyś do informacji zapytać, czy ktoś cię szukał.
- Oh! Malutko, kochana, toż to pan
Torres! – Nagle wyrósł przed nimi dawny znajomy Fernanda, Miguel. Ten sam, który
przywitał go pierwszego dnia na tym lotnisku. – Jak dobrze pana widzieć! Oh,
jak dobrze!
- Dzień dobry. Był tu mój agent,
Hugo? Szukał mnie?
- Owszem! Był nie dalej jak
wczoraj.
- A gdzie teraz jest?
- A kto to wie! Kto to wie! Szukał
pana.
- Domyślam się. Nie zostawił
żadnych wiadomości?
- Nie… Wiem, że próbował nawiązać
współpracę z policją, ale nie minęły dwadzieścia cztery godziny.
- A gdzie teraz jest?
- Nie wiem. Przykro mi.
- Zadzwoń do niego – zaproponowała
Cassy. – Macie tu zasięg?
- No jak nie, jak tak!
Fernando z uśmiechem sięgnął do
kieszeni swoich spodni. Narastała w nim nerwowość, bowiem nie znalazł nic poza
gumami do życia, papierkami i kluczami do samochodu. Jeszcze raz, tym razem
dokładniej, sprawdził wszystkie otwory, ale kiedy zrozumiał, że na próżno mu
szukać dalej, posłał głupkowaty uśmiech swojej blondwłosej towarzyszce.
- Nie wziąłeś telefonu? – zapytała
z szeroko otwartymi oczyma. – Nie, nie wierzę! Chcesz mi powiedzieć, że mamy
trzy godziny jazdy w plecy?!
- Zdarza się – powiedział z
wyrzutem.
Cassandra wzięła głęboki wdech i
ze spokojem rzekła.
- Chodźmy, tam jest budka
telefoniczna. Zadzwonisz do tego swojego agenta. Niech cię zabiera.
- Eee… Cassy…
- Co?
- Ja nie bardzo znam numer.
- Słucham? W tej chwili przestań
żartować, bo to wcale nie jest śmieszne!
- Wyglądam na rozbawionego?
- Fernando! Jesteś niepoważny! Jak
można być tak nieodpowiedzialnym! I co ja mam teraz z tobą zrobić? Mam jeździć
z tobą po całym kraju i szukać agenta? To się kupy nie trzyma! Mam cię tu
zostawić na pastwę losu, zabrać do domu, czy co? Powiedz mi!
Torres spuścił głowę. Zrobiło mu
się głupio, bo rzeczywiście mógł pomyśleć, czy wszystko zabrał. Ale tłumaczył
się pracą w stajni, która całkowicie go pochłonęła. Tak miło spędzał czas w towarzystwie
Cassy i jej sympatycznych współpracowników, że kompletnie zapomniał o całym
świecie. Później Cassandra oznajmiła mu, że jadą, więc zabrał wszystkie swoje
walizki, a telefon najprawdopodobniej został w roboczych spodniach, które
dostał od Teodora.
- Głupio mi, ale czy mogę cię
prosić o jeszcze kilka dni gościny? – zapytał nieśmiało.
- Przestań zadawać tak głupie
pytania. Przecież cię tu nie zostawię.
- Dzięki. Panie Miguelu, jak zjawi
się tutaj mój agent lub policja będzie pytać, to proszę im powiedzieć, że
jestem…
- Ranczo Cassio – rzekła
dziewczyna, kiedy zorientowała się, że Nando nie bardzo wie, gdzie spędził
ostatnie kilkanaście godzin. – To w Tamesis.
- Wiem, wiem! Wszyscy w okolicy
znają rodzinę Valencia i ich gospodarstwo. To najlepsze dobro jakie Bóg mógł
zesłać temu regionowi. Proszę się nie martwić. Jeśli tylko ktoś się tutaj
pojawi, to od razu wysyłam ich do Tamesis. Od razu.
- Dziękujemy bardzo.
- Do widzenia, panie Miguelu.
- Do widzenia, do widzenia!
W drodze powrotnej do Tamesis
atmosfera w samochodzie była diametralnie inna, niż kiedy wyruszali do Ibague.
Nie grało radio, podróżnicy nie rozmawiali i nie opowiadali sobie swoich
życiorysów. Cassandra nie chciała nawet patrzeć na gościa z Europy. Była na
niego zła i nie rozumiała jego roztrzepania. Była zapracowaną kobietą,
praktycznie całe ranczo miała na głowie i nie uśmiechały jej się trzygodzinne
wycieczki do Ibague.
- Przepraszam – powiedział po
godzinie jazdy, dyskretnie spoglądając na swoją nową znajomą. – Po prostu zapomniałem
telefonu. Sądziłem, że będzie panować tam chaos. Nie spodziewałem się, że nikt
nie przejmuje się moim zniknięciem. To takie… nienaturalne.
- No tak, aż dziw bierze, że nikt
nie szuka zagubionej gwiazdki z Europy – bąknęła i rzuciła zawiedzione spojrzenie
piłkarzowi. Jego mina nie prezentowała się najlepiej. Znał Cassy zaledwie kilka
godzin, ale nigdy nie widział jej tak rozzłoszczonej – nawet wówczas, kiedy buc
Juan próbował ją klepnąć po pośladkach podczas pracy w stajni. – Przepraszam
cię, Fernando. Poniosło mnie.
- Spoko, chyba mi się należało…
Zrozum, że moje życie w Anglii wygląda zupełnie inaczej. Wszystko mam
podstawiane pod nos. Nikt mi nie zawraca głowy takimi sprawami jak numery
telefonu.
- Dobra, nie przejmuj się.
Przesadziłam. Wymyślimy jakiś inny sposób, abyś mógł odnaleźć przyjaciół.
Przez resztę trasy dalej panowała
napięta atmosfera, ale z biegiem minut stawała się coraz lżejsza i kiedy
Cassandra oraz Fernando dojeżdżali do rancza Cassio byli już tymi samymi
osobami, które popołudniu opuszczały Tamesis w doskonałych humorach.
- Jest siódma… – powiedziała od
niechcenia dziewczyna. – Masz jakieś plany na wieczór, Nando?
- Hm… Zastanówmy się – rzekł z
zafrasowaną miną. – Mogę posiedzieć przed telewizorem i obejrzeć mecz ligi
kolumbijskiej. Mogę też poobserwować pracę weterynarza, który przy najbliżej
okazji może uratować mi życie i stać się moim rodzinnym lekarzem. Jednak
najbardziej interesująco zapowiada się naprawa mojego Ferrari, przy
akompaniamencie głośnych śmiechów twoich pracowników.
Cassandra zaśmiała się cicho.
- Nie, zdecydowanie nie mam planów
na ten wieczór.
- To dobrze się składa, bo mam ci
coś do zaproponowania.
- Słucham uważnie.
- Z racji tego, że ostatnie dni
były dla ciebie dość męczące i co tu ukrywać… żenujące…
- Tak, nabijaj się ze mnie. Śmiało
– rzekł z uśmiechem.
- Chciałam zaprosić cię do
pobliskiego pubu.
Nagle Fernando wybuchł
niepohamowanym śmiechem.
- Pobliskiego?
- No dobra, jest trochę daleko,
ale… Będzie fajnie. Zobaczysz.
- Okay – powiedział rozradowany. –
I tak nie mam lepszych planów.
Podczas gdy Fernando pałaszował
kolację w towarzystwie kucharki rodziny, Cassandra zamknęła się w swoim pokoju,
aby w spokoju przygotować się do wyjścia. Była trochę zmęczona, ale za bardzo
lubiła dobrą zabawę, aby jej sobie odmówić. Co prawda bar był otwarty
codziennie, jednak tylko raz w tygodniu pojawiał się tam zespół muzyczny, który
zabawiał tłum przez całą noc.
Zastanawiała się, czy wypada jej
się pojawiać w miejscu publicznym z obcym mężczyzną. Fernando był bardzo miły i
w ogóle bardzo go lubiła, ale wszyscy w okolicy wiedzieli, że Cassy
przeznaczona jest Juanowi. Niestety życie w takich miejscach jak Tamesis
toczyło się własnymi torami i diametralnie różniło się od europejskiego stylu.
Tutaj dziewczyna miała mało do powiedzenia w kwestii zamążpójścia. Każda młoda
dziewczyna polowała na dobrą partię, która zapewni dobre życie, pełne luksusu,
rozmachu i blichtru. I Juan był właśnie taką partą, którą pani Gabriela Alvarez
Valencia wybrała dla swojej starszej córki.
To zaskakujące – pomyślała,
zakładając krótką spódniczkę z frędzlami, którą zawsze ubierała do baru. Juan
był Kolumbijczykiem, wychowywał się na ranczo i zawsze mieszkał wśród koni,
robotników i plantacji. Zupełnie tak samo jak Cassandra. A Fernando? Urodzony w
pięknej i bogatej Hiszpanii, podbijający serca fanów piłki nożnej, bogaty i
popularny, obracający się w wielkim świecie europejskiego sportu i showbiznesu.
Jak to możliwe, że znalazła więcej tematów do rozmów i wspólny język z chłopakiem
z innego świata, a nie potrafiła dogadać się ze swoim – prawdopodobnie –
przyszłym mężem?
- Jesteś gotowy, Fernando? –
zapytała Cassandra pojawiając się w kuchni.
Pełna jedzenia buzia Hiszpana
nagle zastygła w miejscu na widok dziewczyny. Mało brakowało, a cała zawartość
wylądowałaby z powrotem na talerzu.
- Opanuj się, chłopcze – rzekła
kucharka, klepiąc go po ramieniu i zmuszając do zamknięcia ust. Cała ta zabawna
sytuacja wywołała nieśmiały uśmiech na twarzy blondynki.
- Ja pier… Kurczę! Cassy ja
wiedziałem, że jesteś piękna i cholernie seksowna, ale to… To przechodzi
ludzkie pojęcie. Wyglądasz oszałamiająco.
- Dziękuję ci, Fernando.
Cassandra miała na sobie krótką,
obcisłą sukienkę z frędzlami oraz białe body bez ramion pod spodem. W niczym
nie przypominała zapracowanej dziewczyny, którą była za dnia. Jako dodatki
ubrała kowbojski kapelusz, który w kolumbijskim klimacie przydawał się we dnie
i w nocy oraz delikatne sandałki z żyłką, która okalała jej łydkę.
- Ty też nieźle wyglądasz. Idziemy?
Miejscowy bar łączył ze sobą
wszystkich mieszkańców pobliskich wiosek. Był największą atrakcją tego rejonu,
ponieważ większość Kolumbijczyków ciężko pracowało na swoich gospodarstwach i
nie miało czemu na długie podróże do wielkich miast. Nie było to miejsce zbyt
wyrafinowane. Przypominało raczej spelunę dla wszystkich pijaków, a mimo to
pojawiały się tutaj również piękne kobiety oraz zamożni mężczyźni.
Każdy tutaj był równy. Wśród ludzi
górował typowo kowbojski styl ubierania się, noszono kapelusze, skórzane
spodnie, kurtki, kowbojki, a kobiety nosiły spódnice z frędzlami. Jedynym
wyjątkiem tego wieczora był Fernando, który nie znając się na miejscowej modzie
wybrał sportowe buty, obcisłe dżinsy oraz dopasowaną białą koszulkę. A w
połączeniu z jego blond włosami prezentował się dziwacznie dla tubylców.
- Często tu przychodzisz? –
Cassandra i Fernando usiedli przy stoliku i popijając piwo przyglądali się
tańczącym na podestach roznegliżowanym tancerkom.
- Dosyć często.
- A ten twój pracownik… Teodor… Czy
on nie ma nic przeciwko, że cię tu przywozi? Ty siedzisz i się bawisz, a on
czeka na ciebie, aby cię odwieść do domu.
- Inaczej nie mogłabym się napić
piwa. A poza tym nie bronię mu zabawy. Przecież może tu przyjść, zjeść coś i
pogadać z ludźmi. Ale on woli w spokoju poczytać książkę w samochodzie albo się
zdrzemnąć.
- A to ze mnie zrobiłaś
rozkapryszoną gwiazdkę. Sama nie jesteś lepsza.
- Przypominam ci, że mieszkasz pod
moim dachem, a obrażanie mnie nie przyniesie ci korzyści. Wręcz przeciwnie, napytasz
sobie biedy – zaśmiała się, upijając piwa.
- Masz tutaj… - Fernando wskazał
na usta. – Poczekaj…
Nim Cassandra zorientowała się, co
się dzieje, poczuła na swoich wargach zwinne palca Hiszpana, który starannie
pozbył się pianki piwa znad jej wargi. Poczuła się dość niezręcznie. Spuściła
wzrok i przepraszając Nando, poszła do łazienki.
Przeglądając się w lustrze
zauważyła, że ma różowe policzki. Zrobiło jej się gorąco i poczuła na ciele
dziwnie przyjemne dreszcze. Nie chciała, aby działał na nią w ten sposób. Nie
mogła pozwolić, aby z tej znajomości narodziło się coś więcej. On był tutaj
tylko przejazdem, za kilka dni go odnajdą i wyjedzie do Europy, a o niej
zapomni. Cassandra przypomniała sobie o Juanie. On nie przychodził do takich
miejsc jak ten pub, nie robił niczego, aby sprawić jej przyjemność. Chciał
tylko dobrać się do majątku jej matki. Mimo wszystko była mu pisana i nie mogła
pozwolić sobie na żadne skoki w bok.
Wracając do stolika zauważyła, że
tłoczy się przy nim wiele pięknych kobiet. Wywróciła oczyma i podeszła bliżej.
Chciała odzyskać kufel swojego piwa i zostawić Fernando w spokoju. Nie chciała
się wtrącać w jego życie. Musiała zachować stosowny dystans, bo nie
kontrolowała samej siebie.
- Miło było, moje drogie panie,
ale koniec zabawy – powiedział, zauważając Cassy. – Zatańczymy?
- Niekoniecznie – odparła
niepewnie.
- No przestań. Jestem dobrym
tancerzem.
- To że tańczysz z piłką, nie
znaczy, że jesteś dobrym tancerzem.
- Nie zadzieraj ze mną – zaśmiał
się i chwyciwszy ją za rękę, pociągnął na parkiet.
Muzyka była szybka, ale tańce w
Kolumbii w niczym nie przypominały europejskich dyskotek. Wszystkie pary
tańczyły bardzo blisko, niemalże przylegały do siebie. Kontakt fizyczny był
ciągle zachowywany, co nagle zaczęło bardzo doskwierać Cassandrze. Czuła na
swoich biodrach dłonie Fernando, na karku jego przyśpieszony oddech. Starała
się zachowywać normalnie, ale mimo wszystko czuła się inaczej.
I musiała przyznać, że Fernando to
naprawdę dobry tancerz.
Po jakimś czasie dała sobie spokój
ze swoimi chorymi urojeniami i postanowiła cieszyć się nocą i muzyką. Piła i
tańczyła na zmianę, rozmawiała z ludźmi i śmiała się z Fernando. Cały wieczór
spędziła z hiszpańskim piłkarzem i rozumiała się z nim doskonale. Przestało jej
przeszkadzać, że podczas niepohamowanego śmiechu zawiesił się na jej ramieniu,
że jej dotykał podczas tańca. Dużo wypiła i wszystkie te rzeczy przestały mieć
jakiekolwiek znaczenie.
- Wracamy do domu? – zapytała,
kiedy już wszystkie siły z niej upłynęły, a nogi zaczęły odmawiać
posłuszeństwa.
Droga do domu była dość długa.
Czterdzieści minut wystarczyło, aby zasnąć. Cassandra wtuliła się w ramię
Fernando i odpłynęła, a kiedy dojechali na miejsce, piłkarz wziął ją na ręce i
zaniósł do sypialni. Zdjął jej buty oraz nakrył kołdrą. Gasząc światło i stojąc
w drzwiach spojrzał na śpiącą dziewczynę i pomyślał o swoim szczęściu, które
mimo wielkiej tragedii wciąż mu sprzyjało.
- Dobranoc, Cassy – wyszeptał i
opuścił jej pokój.
__________
Miałam zawiesić na dłużej, ale jakoś tak mnie tchnęło, że powstał z tego całkiem znośny rozdział.
Nie wiem kiedy kolejny, nie narzucam na siebie żadnej presji. Będzie to będzie, nie to nie.
Dzięki za ciągłe wsparcie i miłe słowa :) To buduje! <3
Tak to jest jak "gwiazdor" znajdzie się w normalnej miejscowości.Dobrze,że ma kto mu pomóc,bo by zginał jak Mańka w Czechach. Fajny rozdział:)
OdpowiedzUsuńRozdział, jak zwykle, mi się podoba :) . Fernando zagubiony w normalnej rzeczywistości, już chyba zapomniał jak to było, gdy nie był sławny. Mam nadzieję, że sobie przypomni :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
No tak, Torres jak rozkapryszone dziecko, ale to nic :p Casy zwróciła uwagę na Fernando i wcale mi się to nie dziwi. Myślę, że pomiędzy tą dwójką narodzi się trwałe uczucie :) Czekam na nowość.
OdpowiedzUsuńHaha zagubiony Fer:) Nie ma co uwielbiam gościa:)
OdpowiedzUsuńMoże w końcu się nauczy się normalnego życia?:) Casy jest dla niego stworzona.. Nie rozumiem jak rodzice mogą decydować za dzieci, za kogo mają wyjść za mąż, czy się ożenić.. czekam na następny:) Pozdrawiam i życzę weny;*
Przyznam szczerze, że całkiem przez przypadek natrafiłam na twojego bloga. Zaintrygował mnie szablon, więc od razu zajrzałam do bohaterów, a tam bardzo dobrze znane mi twarze. Torresa wykreowałaś jako typowego "miastowego", który zagubił się w świecie bez telefonów oraz sportowych samochodów.
OdpowiedzUsuńSzczerze współczuje Cassandrze środowiska w którym żyje, a w szczególności tego, że wychodzi za mąż z przymusu. Chyba Fernando zawróci jej nieźle w głowie... kto wie, może między nimi narodzi się prawdziwa miłość?
To jest pierwsze twoje opowiadanie, które czytam, ale muszę przyznać, że zazdroszczę ci tego talentu. Od razu widać, że w z łatwością przychodzi ci pisanie nowych rozdziałów. Fajnie, że są takie długie :)
Pozdrawiam ciepło i życzę weny!
Czekam na nexta :)
A więc teraz zabieram się za czytanie innych twoich opowiadań.
UsuńChciałabym jeszcze dodać, że bardzo lubię piosenkę Shak- Addicted To You :)
Cieszę się, że Ci się podoba. W zasadzie to ostatnio przechodzę kryzys, który trzyma mnie od jakiś kilku miesięcy, ale jeśli Twój komentarz jest szczery, to wnioskuję, że nie widać tego kryzysu w rozdziałach. Więc bardzo mnie to cieszy :) Mam nadzieję, że inne opowiadanie również przypadną Ci do gustu :)
UsuńPozdrawiam!
Czytałam poprzednie rozdziały już wcześniej, ale z braku czasu nie komentowałam i bardzo zasmuciła mnie wiadomość o zawieszeniu bloga. Jednak dzisiaj, co moje oczy zobaczyły? Kilka dni temu pojawił się nowy rozdział! :) Naprawdę cieszę się z tego powrotu, ponieważ ta historia jest naprawdę urzekająca. Bardzo przypomina mi serial, który kiedyś oglądałam i chyba dlatego czuję już do tego opowiadania pewien sentyment. A do tego mój ukochany Fernando, no czego chciec więcej :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że już zaczynają sie pierwsze oznaki wzajemnego zainteresowania Cassie Fernandem i na odwrót, czuję, że to będzie jedna z lepszych par o jakich czytałam;)
Życzę weny i zapraszam do siebie, bo jest nowy odcinek godlewskiej :D
Cieszę się, że wróciłaś :) Widać, że Fernando bardzo podoba się Cassy... Ciekawa jestem, jak jego pobyt na hacjendzie wpłynie na ich znajomość :)
OdpowiedzUsuńBoże, przecież to jest świetne, coś czuje, że wiele się będzie działo. Bardzo podoba mi się twe opowiadanie, czekam na następny rozdział i pozdrawiam :* :D
OdpowiedzUsuń